Jednym z kluczowych etapów projektowania sieci bezprzewodowej jest planowanie radiowe. To nie brzmi zbyt ekscytująco – zwykle kojarzy się z nudnymi mapkami pokrycia sygnałem – ale to właśnie na tym etapie zapadają decyzje, które zadecydują, czy użytkownicy będą przeklinać swoje Wi-Fi, czy nawet nie zauważą jego istnienia (co paradoksalnie oznacza, że działa dobrze).
Inżynierowie odpowiedzialni za projekt muszą przewidzieć tłumienność fal radiowych w różnych środowiskach: w zamkniętych biurach z dużą ilością szkła i metalu, w halach magazynowych pełnych regałów czy na otwartej przestrzeni kampusu. Problem polega na tym, że teoria i praktyka rzadko się ze sobą pokrywają. Symulacja komputerowa pokaże piękne „chmurki sygnału”, ale dopiero pomiary w realnym środowisku odsłonią martwe strefy, interferencje czy niespodziewane źródła zakłóceń.
Można więc powiedzieć, że dobra sieć Wi-Fi to efekt połączenia matematyki, doświadczenia i odrobiny sceptycyzmu wobec samych modeli predykcyjnych. Jeśli ktoś wierzy wyłącznie w automatyczne narzędzia do planowania, prędzej czy później zderzy się z rzeczywistością.
Firmy słusznie inwestują w redundantne połączenia, aby zagwarantować ciągłość działania. Jednak często pojawia się pytanie: czy dwa różne łącza naprawdę oznaczają niezależność? Jeśli oba korzystają z tej samej kanalizacji technicznej albo tego samego operatora, awaria może dotknąć je jednocześnie.
W tym kontekście LTE/5G jawi się jako realna alternatywa – niezależna infrastrukturalnie od światłowodu czy radia. W sytuacji, gdy operator stacjonarny ma awarię, firma wciąż może przełączyć się na łącze mobilne i kontynuować pracę. To właśnie ta różnorodność technologiczna decyduje o wartości takiego rozwiązania.
Firmy lubią chwalić się, że posiadają „silne kompetencje inżynierskie”. Ale co to właściwie znaczy w praktyce? Sama deklaracja niczego nie gwarantuje. Realna wartość polega na tym, że inżynier potrafi połączyć wiedzę teoretyczną z praktyką: wykonać profesjonalny site survey, zidentyfikować potencjalne źródła zakłóceń, przewidzieć przyszły rozwój sieci i zaprojektować rozwiązanie odporne na typowe bolączki Wi-Fi.
Kompetencja inżynierska oznacza też świadomość ograniczeń – np. tego, że nawet najlepsze AP nie poradzą sobie, jeśli użytkownicy tłumnie korzystają z kanałów 2,4 GHz, zamiast przejść na pasmo 5 czy 6 GHz.
Redundantne połączenia internetowe nie polegają na tym, aby mieć „cokolwiek w zapasie”. Chodzi o to, aby zapasowe łącze faktycznie spełniało swoją funkcję i było niezależne od głównej infrastruktury. LTE/5G świetnie nadaje się do tej roli, o ile pamiętamy o jego ograniczeniach.
Prawdziwe pytanie brzmi więc nie: „Czy LTE/5G jest dobre dla biznesu?”, ale: „Czy nasze podejście do redundancji uwzględnia wszystkie ryzyka?”. Odpowiedź na nie decyduje o tym, czy mobilna technologia będzie realnym wsparciem, czy tylko iluzją bezpieczeństwa.